Troszkę spokoju. Proszę…

Czy wyobrażacie sobie mecz lub turniej bokserski w muzeum sztuki lub w świątyni? Nawet ekstrawagancja powinna mieć swoje granice. Podobnie bywa z wypoczywaniem – można to robić na tysiące sposobów: na leniwca lub na sportowo, czytelniczo lub muzycznie, twórczo, kulinarnie, fotograficznie, etc. etc. Ważne jest tylko z dopasowanie miejsca do swojej formy wypoczynku i potrzeb. Dla niektórych okazuje się to trudną sztuką.

To nie jest wydumany problem, jeśli zebrać wrażenia amatorów leśnej głuszy wracających z weekendów czy wakacji w „ośrodkach w leśnej głuszy”…

Tego też zazwyczaj szukam w czasie każdego wyjazdu wakacyjnego, starannie wertując oferty różnych urokliwych miejsc, najczęściej reklamowanych jako spokojne, w ładnej okolicy, obfitującej w dary natury. I nawet jeśli po przyjeździe opis zgadza się z rzeczywistością, najczęściej problem zaczyna się, gdy zjadą „wszyscy”… Zazwyczaj szanuję prywatność sąsiadów i zachowuję dystans, o ile nie okażą się bratnimi duszami do towarzystwa. Najczęściej po prostu wystarczy, kiedy sąsiedzi mało absorbują moją uwagę, a ja wdzięczna za święty spokój, staram się rewanżować im tym samym.

Strzeż się tych miejsc

Zauważam dość często, że ludzie przyjeżdżający odpoczywać zupełnie nie umieją tego robić… Albo trafili w nieodpowiednie miejsce do swoich potrzeb. I, co gorsza, zupełnie tego nie zauważają. Podobnie, jak innych ludzi wokół siebie.

Kilka lat temu wynajęliśmy domek w pewnym urokliwie położonym ośrodku leśnym na Kociewiu, w miejscowości Ocypel, gdzie było wszystko do wspaniałej regeneracji po najcięższej nawet pracy: piękna pogoda, czyste jezioro do pływania – z pomostem i basenem dla mniej wprawnych pływaków, łódki, kajaki, pomosty dla wędkarzy, ogromne lasy ze wspaniałymi ścieżkami do biegania i jazdy na rowerze, małe smażalnie ryb i piwne ogródki. I właśnie w takich okolicznościach przyrody z niepokojem i narastającą irytacją przez kilka dni obserwowałam (wbrew swojej woli i potrzebie) dwie młode pary, które zamieszkały w sąsiednim domku. Ci młodzi ludzie natychmiast po wejściu do domku zainstalowali tam swój sprzęt grający, wytoczyli z samochodu zapasy piwa (i być może coś do jedzenia) i przy dźwiękach rapu oraz hip hopu spędzili trzy kolejne doby. Przerwę robili tylko wówczas, gdy udawali się do stołówki na posiłek wliczony w pobyt. Trudno uwierzyć?

Mnie trudno o tym pisać, bo wracają wspomnienia koszmarnych wieczorów, kiedy po kąpieli w jeziorze, wyprawie rowerowej, spacerze z psem chciało się posłuchać ptaków, a tu jak z koszmaru do ucha wdzierali się sąsiedzi, którzy swoim monotonnym muzycznym repertuarem zatruwali pobyt wszystkim dookoła, ignorując nasze grzeczne i nienachalne prośby o ściszenie muzy. Fakt, nie byli sami, bo wieczorami, z innych zakątków „leśnego ośrodka” wdzierały się do naszych uszu głośne imprezy, oprawiane muzyką stosowną do poziomu nasycenia alkoholem uczestników kilku innych imprez… Gusta muzyczne były podobne: głośno i rytmicznie.
Cóż, w starciu z chamstwem, mało kto doraźnie wygrywa. Opuściliśmy ośrodek rezygnując z kilku ostatnich zaplanowanych dni pobytu, zdegustowani marnotrawieniem cennego czasu wakacji i tylu wspaniałych walorów, jakie dawało to miejsce…

Czego głusza nie zagłuszy

Przed nami kolejny sezon letni. I marzenia o zaszyciu się w leśnej głuszy. I z pewnością wiele osób absolutnie wbrew swoim oczekiwaniom pozna, a właściwie usłyszy wakacyjnych sąsiadów, słuchających non stop płyt gościa wkurzonego na cały niesprawiedliwy świat. Taki sposób relaksowania się jest dla mnie zjawiskiem tak osobliwym i niezrozumiałym, że chętnie zasięgnęłabym na ten temat opinii socjologa. A może też psychologa?
Zastanawiam się też do dziś: po co ci ludzie przyjeżdżają w takie właśnie miejsca? Przecież dla nich idealnym terenem zabawy byłby jakiś imprezowy ośrodek z dyskoteką, miejski ogródek piwny z głośną muzą, ewentualnie jakiś imprezowy plac ze stołami i parkingiem w pobliżu albo centrum handlowe…
Tymczasem oni atmosferę z takich właśnie miejsc przenoszą do leśnej głuszy. A leśna głusza tego nie zagłuszy…

Kultura osobista – dar natury


Na koncercie Kazika nie przeszkadzały mi decybele i świetnie bawiłam się przez trzy godziny w tłumie jego rozbawionych fanów. Nie przyszłam tam przecież na obserwacje przyrodnicze… Szanuję też upodobania innych ludzi, totalnie odmienne od moich, i ich pomysły na dobrą zabawę. Ale to nie mój świat, toteż omijam pewne miejsca, nie próbując nikomu zmieniać upodobań, ani wprowadzać tam swojej obyczajowości. Nie lubię też oceniać cudzych gustów. Jeśli jednak ktoś brutalnie włazi buciorach do świątyni przyrody, by wciskać mi do ucha i oka swoją, obcą temu miejscu estetykę, to już nie życzę sobie… I chcę wyprosić intruza z miejsca, w którym zakłóca harmonię. Szacunek dla otoczenia to przejaw kultury osobistej. To też cenny dar natury. Stąd cicha prośba u progu wakacji: zadbajmy o ten dar i pielęgnujmy kulturę ciszy w miejscach, które są do tego stworzone.

Zoja Żak, zdjęcia: archiwum autora