Pies Czort i fajerwerki
Czort pojawił się w naszym domu znikąd, z natolińskiej ulicy. Był cudownie radosny i ufny. Uwielbiał tarzać się w kałużach a im bardziej błotnista, to lepsza. Zaliczał wszystkie zbiorniki wodne przyprawiając mnie o wściekłość, bo potem trzeba go było wykąpać. A to był wielki problem, bo wanny z wodą to on bardzo nie lubił. Ale był jeden wyjątek, kiedy Czort uwielbiał to duże, białe naczynie osłonięte zasłonką. To był 31 grudnia każdego roku. W ten czas wskakiwał do wanny, cały trzęsący się, skulony i żadna siła nie była w stanie go stamtąd wyciągnąć. Zresztą nawet tego nie próbowaliśmy. Wiedzieliśmy, że to jedyne miejsce, w którym czuje się bezpiecznie. Nie pomagały nawet silne tabletki uspakajające.
Do końca jego długiego życia zawsze musieliśmy myśleć, w jaki sposób zapewnić Czortowi spokojny czas, gdy człowiek dawał upust swej egocentrycznie pojmowanej radości.
Ania, Misiek i Pepe (potem zwany Piotrkiem) towarzysze doli psa Czorta